18.06, środa

Środa, 18. czerwca 2014 roku. Godziny wieczorne. Burza zaczęła się po raz drugi, tym razem z impetem, żwawością i właściwym sobie chichotem.

Relacja – cóż to jest? Sprawozdanie. Sprawozdanie powinno być nudne, a przynajmniej się nudno zaczynać. Po co? Żeby samo dotarcie do najciekawszej części było wyczynem, wszak lubimy wyczyny. Ale może zacznę już na dobre i na serio. I nudno.

Przyjechałyśmy. Z mniejszym lub większym opóźnieniem, bo korki, lotnisko, terminal, bus nie taki, odjechał, korek, remont… Przyjechałyśmy. Agroturistika (Bed & Breakfast) w Roza(nie)linie zrobiła na nas wrażenie. Pokoje w szklarni tudzież innych ciekawych miejscach… Magda miała rację, klimat PRL w cenie.

Zasiadłyśmy na „werandzie”. Spowiadałyśmy się ze swoich zrealizowanych planów (1,5 tygodnia temu zaplanowałyśmy jedną rzecz, którą od zawsze chcemy zrobić i zrobimy do dzisiaj…). Olga K. była na castingu do The Voice of Poland i… potem nikt nie chciał się chwalić, bo powiało ambicją :). Niestety zaczęło być ciekawie, więc nie będę pisać wszystkiego. Na pociechę jedna scenka rodzajowa:

Olga S: No ja byłam w ZOO i robiłam zdjęcia wszystkich zwierząt (…)
Anna Ró: A byłaś sama czy z kimś?
Olga: No, z chłopakiem.
Anna: Ooo! 🙂 Aaa… Nie? Tak. Nie? <szkoda, że nie da się zapisywać tonu. Byłby tutaj niezbędny.>

A potem były kalambury z książek o wychowaniu, które czytałyśmy. Książka „Gdy dziecko się boi”.
Martyna (pokazuje) jest mała i się boi. No dobrze, to strach. Tylko co dalej? Kolejne słowo – rozkłada ramiona…
Marcysia: Jak się nazywa ta figura Jezusa w Rio de Janeiro? (tak mi się skojarzyło…)
Wszyscy: Jezus.
No ale nie o nią oczywiście chodziło. Chodziło o drzewa. Dużo drzew. Las. Knieja. Dżungla. Zagajnik. Puszcza.
NATURA.
Bo strach jest naturalny. I o to chodziło.

A potem drugie z tej samej książki, znów strach. Martyna odpala motor. Przyspiesza. Coś się dzieje. Ten strach rośnie albo coś… strach rośnie w miarę jedzenia? Nie. Lęk jest motorem rozwoju.

Magda opowiadała o najgorszych kalamburach w życiu, gdy dziewczyna pokazała na Kościół, po czym ruchem charakterystycznym dla gry w kalambury, że „tak tak, o to chodzi, i co dalej, jesteś blisko” przez 10 minut usiłowała nakierować resztę na słowo obrzędowość. Bo jak powszechnie wiadomo, Kościół kojarzy się z obrzędami, a to w prostej linii z obrzędowością…

Jednak mimo wszystko najśmieszniejszy okazał się chyba „teatr improwizowany”. Zapisywać nie było jak, za szybko się wszystko działo. Ale improwizowana kłótnia w kolejce do toalety o papier i rozmowa pani z sanepidu z małą harcerką doprowadziła nas wszystkie do ogromnego śmiechu i (prawie) łez.

I to właściwie by było na tyle, wszak zaczęłyśmy wieczorem, a i tak się już dużo zdarzyło. Przepraszam, jeśli było chwilami zbyt ciekawie. Pewnie teraz nam wszyscy bardzo zazdroszczą i…

…i w sumie o to chodziło : ). Uśmiechy od autorki – Marcysi : )

Dodaj komentarz